Miał być dłuższy trip. Nie do końca wyszedł bo było gówniane oznakowanie szlaków ale i tak jest to najdłuższy trip od dobrych dwóch lat w moim wykonaniu. Kondycyjnie wyszło niezgorzej ale kolano siadło totalnie w kole 30km
W sumie od kiedy pojawił się full to na sztywniaku byłem chyba tylko raz. Wtedy gdy po 3 kilometrach trzasnął mi wentyl... Skończyło sie katorgą na Nevegalach w lepkim błocie. Coś strasznego.
Kolano pod koniec lekko dokuczało ale bez tragedii.
Wycieczka co ciekawszych partiach tej części Jury. Bardzo spoko trasa, towarzystwo i w ogóle wszystko. Wszyscy byli ubłoceni jak cholera. Aż ciężko było usiąść na siodełku w pewnym momencie
Niestety pojawił się niewielki ból w lewym kolanie. Na samej wycieczce jakoś bardzo się we znaki nie dawał, ale trzymał się przez cały tydzień, niezależnie od wysiłku. Chyba 3 dni jazdy z rzędu mu zaszkodziły niestety.
Mała pętla od Jaskini Raj. Mała krótka, cholernie upierdliwa, bo szlaki nie zgadzały sie z mapą no i się jeszcze zagubiliśmy... Zjazd do bani po prowadził zaśnieżoną rynną, niewiele było z tego frajdy.
Kolana w porządku, bark bolał jedynie przy jednym upadku.
Tym razem nie uszło nam to z alkor na sucho. Sporo śniegu i błota w porównaniu do ostatniej wizyty w tych górkach. No i oczywiście kolejna dawka gubienia się (chociaż o nic w porównaniu z piątkowym tripem...) no ale z takimi oznaczeniami szlaków to i nie dziwota. Bardzo dziwny trip i w sumie niewiele przejechaliśmy, ale tym razem udało nam się w końcu ogarnąć Miedziankę ;]
Brak bólu w kolanach. Za to zad cierpiał niemiłosiernie...
Szybki wypad w nocy (niestety za dnia się pracowało...) żeby przetestować kierownicę i opony na śniegu przed wyjazdem w góry. Krótka pętla ale jako, ze zacząłem w kole 22:30 to klimat świetny, zero ludzi w ciemnym lesie ;]