Data trochę strzelana bo już nie pamiętam za Chiny kiedy to było ;P Dojazdowo na sztywniaku, myślałem, że zdechnę (chyba inne mięśnie pracowały niż przy jeździe na fullu) ale wszelkie stawy w jak najlepszym porządku i to najważniejsze ;]
Miał być dłuższy trip. Nie do końca wyszedł bo było gówniane oznakowanie szlaków ale i tak jest to najdłuższy trip od dobrych dwóch lat w moim wykonaniu. Kondycyjnie wyszło niezgorzej ale kolano siadło totalnie w kole 30km
W sumie od kiedy pojawił się full to na sztywniaku byłem chyba tylko raz. Wtedy gdy po 3 kilometrach trzasnął mi wentyl... Skończyło sie katorgą na Nevegalach w lepkim błocie. Coś strasznego.
Kolano pod koniec lekko dokuczało ale bez tragedii.
Przejażdżka, która miała przetestować wiele rzeczy. Skończyło się tak, że na 4-tym kilometrze naderwał mi się wentyl i czekał mnie spacerek do domu... Przynajmniej sprawdziłem rękawiczki. Dobre ;]
Kolejny wypad na Rudzką, przy okazji pierwszy test Nevegali ;] sprawiły sie ładnie, choć nie wiem jak na takim śniegu/śliskim by się sprawdziły wcześniejsze opony. Hopa może nie idzie lepiej ale na pewno czuje się na niej o wiele pewniej, czyli w sumie cel osiągnięty ;] Kolano zabolało tylko lekko tak w połowie powrotu czyli też niezgorzej, potem wieczorem nie bolało.
Pierwszy raz w tych zakątkach zaprowadzony przez Aśkę ;] W sumie fajny rejon sporo hop, ale zupełnie innego typu niż w Łagiewnikach, trzeba będzie popracować bo ewidentnie nie idą ;P
Kolano w jak najlepszym porządku, wiec w sumie wszystko na plus ;]
Z Aśką jako przewodnikiem. Spokojna jazda bo obydwoje coś narzekamy ostatnio na kolana. W sumie ścieżki znane ale w końcu wiem gdzie są tajemnicze "podjazdy na żółtym" ;P kolano bolało między 1/2 a 3/4 wycieczki, oprócz tego to w miare spokój, póki co, w domu też jest nieźle.
A Aśka mała pętelka po Łagiewnikach po dłuższej przerwie. W drodze powrotnej ból lewego kolana, trochę mnie zaskoczył po takim dystansie. Nie wiem czy kwestia tak dużej przerwy czy moje kolana odczuwają jeszcze trudy hop z września/października.